piątek, 26 kwietnia 2013

Seria na wysokich obcasach - Gemma Halliday


  

            Kiedyś nie byłam zwolenniczką kryminałów, chociaż zdarzały się wyjątki, które pochłaniałam w jeden wieczór. Tajemnice morderstw i śledztwa detektywistyczne sprawiały, że czułam się spięta i z niecierpliwością czekałam na zakończenie, zamiast delektować się książką. Teraz trochę się zmieniło i chętnie sięgam do tego gatunku. Tę serię poleciła mi znajoma. Kiedy w tytułach zobaczyłam słowa śledztwo i zabójstwo, wiedziałam co czeka mnie za okładką, mimo to wysokie obcasy w tytule mówiły mi, że znajdę tam coś jeszcze. Ale usłyszałam tylko: „zobaczysz, spodoba ci się”, więc czemu nie? 

                Bohaterką Śledztwa na wysokich obcasach jest Maddie Springer. Wiedzie spokojne życie, jest projektantką obuwia dziecięcego, a prywatnie spotyka się z przystojnym adwokatem, Richardem. Pewnego dnia Richard znika w niewyjaśnionych okolicznościach. Zaniepokojona Maddie postanawia dowiedzieć się, jaki jest tego powód. Właśnie wtedy poznaje najprzystojniejszego faceta jakiego dotąd widziała - detektywa Ramireza, zajmującego się sprawą Richarda. Nie zważa na prośby i groźby, za wszelką cenę stara się uczestniczyć w śledztwie, choć przysparza to więcej problemów, niż korzyści. Poza tym, w jej głowie coraz częściej zaczynają kłębić się myśli dotyczące przystojnego detektywa…

                W kolejnej części przygód, Zabójstwie na wysokich obcasach, pojawia się wątek zaginionego ojca Maddie. Dowiadujemy się o nim już w pierwszym tomie, jednak tylko tyle, że porzucił Maddie i jej mamę, wyjeżdżając do Hollywood z tancerką o imieniu Lola.
Pewnego dnia Maddie odsłuchuje nagrania z automatycznej sekretarki. Spodziewa się wiadomości od mamy lub swojej najlepszej przyjaciółki, Dany. Jednak w tle rozbrzmiewa męski głos, który rozpaczliwie prosi o pomoc i przedstawia się jako ojciec Maddie, ale wypowiedź nie zostaje skończona, ponieważ przerywa ją strzał. Maddie jest przerażona, po części dlatego, że po raz pierwszy w życiu usłyszała głos swojego ojca, któremu być może grozi niebezpieczeństwo, ale również dlatego, że jeszcze nie zapomniała o ostatnim śledztwie. Wbrew wszystkiemu postanawia odnaleźć ojca i upewnić się, że nic mu nie jest, dlatego wraz z przyjaciółmi, Daną i Marco, wyjeżdża do Hollywood. Tam odnajduje ojca, który okazuje się być… właśnie tancerką Lolą. Od niego dowiaduje się o śmierci przyjaciela, który również pracował jako tancerka w klubie. Maddie ponownie rozpoczyna własne śledztwo, które w efekcie przynosi zupełnie nieoczekiwane rezultaty, a detektywem, któremu Maddie wchodzi w paradę okazuje się… detektyw Ramirez.

                Trzecim tomem przygód zwariowanej projektanki obuwia dziecięcego są Kłamstwa na wysokich obcasach. Detektyw Ramirez zostaje zatrudniony na planie serialu Magnolia Lane jako ochroniarz Mii Carletto, gwiazdy telewizyjnego hitu. Mia od pewnego czasu otrzymuje listy z pogróżkami, a podejrzenia padają na kogoś z obsady. Zadaniem detektywa Ramireza jest nie tylko ochrona aktorki, ale również odkrycie, kto jej grozi. Tak jak poprzednio, Maddie i Dana, które są fankami serialu, postanawiają przyłączyć się do śledztwa. Udaje się im otrzymać pracę na planie serialu, dzięki czemu mogą być bliżej całej sytuacji, co oczywiście nie podoba się Ramirezowi. Dziewczynom udaje się odkryć wiele istotnych faktów…

                Seria książek o Maddie Springer okazała się dobrym wyborem. Po jej przeczytaniu stwierdzam, że nie są to kryminały, a raczej zabawne powieści z wątkiem kryminalnym. Opisy celowo nie są obszerne, ponieważ każda część przynosi wiele zaskakujących wydarzeń, o których lepiej dowiedzieć się z samej książki, niż recenzji. Zdradzę jedynie, że detektyw Ramirez zajmie szczególne miejsce w sercu Maddie, zresztą z wzajemnością. Na temat książek mam wiele pozytywnego do powiedzenia. Są zabawne, w wielu momentach na mojej twarzy pojawiał się szczery uśmiech. Główna bohaterka jest bezbłędna ze swoim zamiłowaniem do markowych butów, ale też do… jedzenia! Dzieli się z czytelnikiem swoimi zachciankami - od słodyczy, po ociekające tłuszczem hamburgery, i do tego strofująca Dana, która nieustannie namawia Maddie na zdrowe odżywianie. Poza tym, typowo kobiece metody, których dziewczyny używają, aby dowiedzieć się prawdy, błyskotliwe wypowiedzi przystojnego detektywa oraz lekka niezdarność bohaterki i jej upór sprawiają, że książki niesamowicie wciągają, a już samo spojrzenie na okładkę wywołuje uśmiech. Z utęsknieniem patrzę na nie na półce, ale jak na razie to wszystkie przetłumaczone części. Na szczęście autorka pokusiła się o kolejne, więc czekam z niecierpliwością na tłumaczenie!

Moja ocena: 8/10

niedziela, 21 kwietnia 2013

Lunch w Paryżu - Elizabeth Bard



              Paryż to jedno z najbardziej urokliwych miast świata. Obiecuję sobie, że i ja kiedyś będę miała okazję na własne oczy zobaczyć wieżę Eiffla, spróbować francuskich kasztanów i przespacerować się uliczkami pełnymi straganów, małych księgarni i lokalnych kawiarenek. Póki co znalazłam substytut, dzięki któremu mogę poznawać Francję oczami bohaterów, a kiedy w grę dodatkowo wchodzi aspekt kulinarny, mój apetyt wzrasta od razu! – i to nie tylko na książkę ;)

                Elizabeth mimo amerykańskiego pochodzenia i mentalności, zakochana jest bez pamięci we Francji. Podczas pobytu w ukochanym Paryżu, poznaje przystojnego Francuza – Gwendala, który szybko zdobywa jej serce. Odtąd nieprzerwanie kursuje między domem w Anglii i uroczym paryskim mieszkaniem Gwendala. Wreszcie podejmuje trudną, lecz upragnioną decyzję o przeprowadzce do ukochanego. Szybko przekonuje się o zupełnej odmienności kraju, który dotąd był jej marzeniem, doskwiera jej nie tylko bariera językowa, ale również tradycja, kultura czy stosunek do życia Francuzów. Chcąc oswoić się z nowym życiem, Elizabeth rozpoczyna od poznania zakamarków Paryża – romantycznych uliczek, piekarni przyciągających zapachem gorącego pieczywa, straganów pełnych skrzyń dorodnych owoców i warzyw. Wszystko to, na co dotąd brakowało jej czasu, staje się inspiracją do dalszego działania. Wreszcie odnajduje swoje miejsce w Paryżu, gdzie zaczyna doświadczać blasków i cieni francuskiego życia…

                Lunch w Paryżu jest pierwszą książką Elizabeth Bard, która z miejsca stała się bestsellerem. Dlaczego? Powodów jest mnóstwo! Największym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że można w tak ciekawy sposób opisać historię swojego życia. Początkowo myślałam, że jest to typowo babska książka, ale nic bardziej mylnego. Nie jest to też love story, ale raczej powieść obyczajowa poruszająca wiele zagadnień życia codziennego. Faktycznie jest to historia o miłości do mężczyzny i francuskiej kuchni, ale chyba przede wszystkim o trudzie życia w obcym kraju i wielu przeszkodach, jakie za sobą niesie. Mam wrażenie, że właśnie dlatego Elizabeth Bard nie skupiła się na opisach małżeńskiego życia, bo nie o tym chciała opowiedzieć. Za to w doskonały sposób oprowadziła po zakątkach Paryża, pokazała niebanalne miejsca, opowiedziała o życiu we Francji i zwyczajach tam panujących. Dzięki temu można było dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy, których nie poznamy podczas pobytu tam i oddała specyficzny i jednocześnie fascynujący klimat Francji. Pomimo amerykańskiego pochodzenia, lata spędzone we Francji spowodowały, że z czasem sama stała się Francuzką. Przystosowała się do życia wśród nich, robiła zakupy na gwarnych targowiskach, jadła niewielkie porcje posiłków i wybornie gotowała. Pomimo wielu trudności życie tam dawało jej mnóstwo blasków, ale z czasem i cieni. Zrozumiała, jak ważna jest rodzina i wsparcie i pomoc najbliższych nie tylko w trudnych momentach, ale również tych dobrych. Autorka na zakończenie każdego rozdziału umieściła typowe dla francuskiej kuchni przepisy, których czytanie powodowało burczenie w brzuchu i natychmiastową chęć gotowania! – ciasteczka z płynną czekoladą czy zupa cebulowa zostały wypróbowane przeze mnie od razu! Jestem urzeczona i zauroczona :)

Moja ocena: 9/10





źródło: www.weheartit.com

wtorek, 16 kwietnia 2013

Jedenaście minut - Paulo Coehlo


           Paulo Coehlo ma tylu zwolenników, ilu przeciwników. Wielokrotnie słyszałam mnóstwo pochlebnych słów o jego twórczości, a z drugiej strony ostre słowa krytyki. Zazwyczaj poznawanie jego dorobku zaczyna się od Alchemika, ale ja postanowiłam dać szansę innej książce i kilka lat temu sięgnęłam po Jedenaście minut, do których wracam co jakiś czas.

Maria, młoda Brazylijka, poszukuje własnego miejsca na świecie i sensu życia. Wreszcie udaje jej się zebrać pieniądze i wyjechać na pierwsze w życiu wakacje do Rio de Janeiro. Dostrzega ją tam mężczyzna, który proponuje jej pracę tancerki samby w Szwajcarii. Maria, przekonana, że w końcu coś w jej życiu zaczyna się zmieniać, podejmuje wyzwanie i wyjeżdża. Niestety nic nie przebiega tak, jak to sobie wyobrażała i szybko zdaje sobie sprawę, że nie tego oczekiwała. Mimo to nie chce wracać do Brazylii i dać satysfakcji własnej porażki ludziom, którzy nie życzyli jej dobrze. Wreszcie decyduje się zostać… prostytutką. Nie czuje się z tym źle, jednak tłumaczy swoje postępowanie chęcią pomocy rodzinie i szybkim zarobkiem, dzięki któremu będzie mogła zapewnić byt sobie i najbliższym i wrócić do kraju. Nie chce być po prostu kurtyzaną, dlatego postanawia posiąść ogólną wiedzę, aby być również powiernicą, móc doradzać i słuchać. Wkrótce w swoim fachu zostaje najlepsza, ma wielu lojalnych klientów, również finansowo może pozwolić sobie na coraz więcej rzeczy. Traktuje swoją pracę profesjonalnie, nie zakochuje się i nie spoufala z mężczyznami, którzy ją odwiedzają. Pewnego dnia sącząc kawę w jednej z pobliskich kawiarni przystojny malarz proponuje namalować jej portret. Początkowo niechętnie, jednak z czasem zauważa, że to nie sam fakt malowania, lecz mężczyzna ją zaintrygował. Z każdym dniem poznają się coraz lepiej i oboje czują więcej, niż powinni. Kiedy wszystko zaczyna się układać, Maria postanawia wrócić w rodzinne strony i wspominać Szwajcarię z sentymentem…

Po przeczytaniu tej pozycji mam tak wiele myśli, że nie wiem nawet od czego zacząć. Paulo Coehlo opowiedział nieskomplikowaną historię z ukrytym między wierszami przesłaniem. Język jest prosty i przejrzysty, jednak całość jest napisana w taki sposób, że czytelnik bez trudu odnajduje ukryte przesłania i sugestie. Wszystko to sprawiło, że czytałam nie tylko z zapartym tchem, ale też prawie bez mrugnięcia okiem! Główna bohaterka jest dość skomplikowaną postacią, której postępowanie nie zawsze jest zrozumiałe. Być może autor w ten sposób chciał zwrócić uwagę na psychikę kobiet, które wykonując ten zawód, zmagają się z różnego rodzaju rozterkami i problemami, a których nikt nie dostrzega, widząc w nich jedynie prostytutki.
Nie była to, jak się może wydawać, historia o miłości, seksie, czy tytułowych jedenastu minutach. Coehlo ukrył między stronami proste życiowe prawdy dotyczące poszukiwania swojej życiowej drogi i odkrywaniu własnego ‘ja’. Jedenaście minut to opowieść o przewrotności losu, przeznaczeniu, o wielu aspektach szczęścia, które dla każdego przybiera inną formę i prawdach na co dzień zapominanych, jednak powszechnie znanych. Problematyka poruszana w książce jest dość delikatna i chociaż wiele jest fragmentów dotyczących erotyki, pożądania i namiętności, to wszystko jest napisane ze smakiem i wyczuciem.

Moja ocena: 8,5/10

A w kolejnym wpisie…


wtorek, 9 kwietnia 2013

Przepis na życie - Agnieszka Pilaszewska



Przepis na życie to jeden z niewielu seriali, które oglądam. Nigdy nie pomyślałabym, że Agnieszka Pilaszewska tak dobrze sprawdzi się w roli scenarzystki. Polskie seriale zazwyczaj ciągną się w nieskończoność, poruszając niektóre wątki miesiącami. Ten jest przyjemną odmianą i w optymistyczny i zabawny sposób pokazuje rzeczywistość zwyczajnych ludzi. Bezkonkurencyjni są dla mnie Beatka i Żabcia, który pasują do siebie jak pięść do oka i ich kapitalne rozmowy i starsze towarzystwo, które pokazuje, że wiek nie jest przeszkodą dla aktywnego życia, a problemy zdrowotne nie są jedynym tematem do rozmowy.  Dlatego kiedy Agnieszka Pilaszewska postanowiła wydać książkę pod tym samym tytułem co serial, ucieszyłam się z kolejnej dawki pozytywnych wrażeń :)

Anka i Andrzej są małżeństwem od szesnastu lat. W dniu ich rocznicy ślubu rodzina i przyjaciele organizują dla nich przyjęcie – niespodziankę. Zamiast cieszyć się wspólnym szczęściem Andrzej oznajmia żonie, że odchodzi do innej kobiety. Jakby tego było mało Anka traci pracę i nie spodziewa się, żeby cokolwiek miało ją jeszcze zaskoczyć. A jednak… okazuje się, że jest w ciąży. Jej świat wywraca się do góry nogami, a ona nie ma pojęcia co ze sobą począć. Po przetrwaniu kilkudniowej depresji bierze się w garść i zaczyna poszukiwania pracy. W międzyczasie poznaje Maćka, przystojnego architekta, który ochoczo oferuje swoją pomoc. Ich relacja powoli przeradza się w coś poważniejszego, do czasu, kiedy Ance wreszcie udaje się znaleźć pracę. Nie jest to co prawda spełnienie jej marzeń, bo praca na zmywaku do takich raczej nie należy, ale świetna załoga oraz znany i wymagający szef kuchni sprawiają, że wraca jej chęć do życia. Odkrywa również pasję do gotowania, która daje jej poczucie spełnienia i sprawia mnóstwo radości. Z czasem zdaje sobie sprawę, że to właśnie Jerzy, arogancki szef kuchni stawia ją na nogi i daje jej motywację do dalszego działania.

Naprawdę lubię ten serial. Dlatego po książce oczekiwałam o wiele więcej, szczególnie, że i książka, i serial wyszły spod ręki jednej osoby. Rzadko kiedy zdarza się tak, że film jest choćby tak dobry jak książka, a już prawie niemożliwe jest, żeby był lepszy. Tak się dzieje chyba dlatego, że film jest uzupełnieniem tego, co już jest dobre. Tutaj ta kolejność nie została zachowana i to właśnie był błąd.
Przepis na życie odnosi się do pierwszego sezonu serialu, więc tych, którzy liczyli na poznanie zakończenia, muszę rozczarować (w tym samą siebie ;)). Agnieszka Pilaszewska stworzyła bardzo przyjemną historię również na papierze. Czytając miałam przed oczami serialowych bohaterów, dzięki czemu było to dla mnie bardziej autentyczne. Wciągnęłam się już od pierwszych stron, przekonał mnie lekki sposób pisania i fakt, że całość została utrzymana w zabawnym charakterze. Przerywnikami były przepisy kulinarne, które pojawiały się co kilka stron, jednak żaden z nich mnie nie zainteresował, niewiele miało to wspólnego z potrawami, które były przygotowywane w serialu. Tak naprawdę książka jest pozytywna i niełatwo jest znaleźć coś, co przeszkadzałoby w niej. Jest jednak coś, co czyni ją mniej atrakcyjną i spowodowało, że więcej do niej nie zajrzę, a już z pewnością nie sięgnę do kolejnych części. Książka jest wierną kopią serialu, nie ma w niej ani jednej sceny, która nie byłaby znana z ekranu, co akurat mnie bardzo przeszkadzało. Moim zdaniem jest to książka dla tych, którzy dotąd nie poznali Przepisu na życie na ekranie.

Moja ocena: 6/10

czwartek, 4 kwietnia 2013

Pewnego dnia - Emily Giffin



             Od momentu, kiedy przeczytałam pierwszą książkę Emily Giffin, stała się ona moją ulubioną autorką. Każdą jej powieść czytam jednym tchem, co skutkuje tym, że potem z niecierpliwością wyczekuję miesiącami kolejnych. Dlatego kiedy Pewnego dnia pojawiła się w księgarniach, jeszcze tego samego dnia znalazła się w moich rękach. Przeczytałam ją równie szybko, co poprzednie książki i niestety znów tkwię w okresie oczekiwania na kolejną ;)

                Marianne jest trzydziestosześcioletnią kobietą, która wiedzie perfekcyjne życie, jest scenarzystką znanego serialu, spotyka się z idealnym facetem, Peterem, ma kochających rodziców i oddanych przyjaciół. Do szczęścia brak jej jedynie ślubu, a z czasem, również dziecka...
                Cofnijmy się o osiemnaście lat wstecz. Marianne jest zdolną i lubianą nastolatką. Rodzice są dumni z jej osiągnięć, a ona sama z pasją oddaje się swoim zainteresowaniom. Pewnego dnia razem ze swoją przyjaciółką Janie, urządzają imprezę z okazji ukończenia szkoły. Tam Marianne spotyka Conrada, z którym spędza cały wieczór, a później również noc. Szybko okazuje się, że świetnie się rozumieją, a wspólnie spędzona noc zapoczątkowuje ich związek. Niestety zdają sobie sprawę, że nie ma on racji bytu, ponieważ po wakacjach każde z nich pójdzie własną drogą. Nagle pewnego dnia Marianne odkrywa, że jest w ciąży. Postanawia utrzymać to w tajemnicy, wtajemniczając jedynie swoją matkę i podejmuje decyzję o rozstaniu z Conradem, nie mówiąc mu o ciąży. Przytłoczona ciężarem obowiązku i możliwością podjęcia wymarzonych studiów, rozważa wszystkie ewentualne opcje. Dręczona wyrzutami sumienia decyduje się na najlepsze możliwe rozwiązanie - urodzenie dziecka i oddanie go do adopcji.
                Kirby jest nastoletnią dziewczyną, przed którą rodzice nigdy nie ukrywali, że jest adoptowana. Kocha swoją rodzinę ponad życie, jednak czuje, że różni się od siostry i rodziców. Jest zamknięta w sobie, nieufna, niezdecydowana. Powoli zbliża się do ukończenia szkoły, a co za tym idzie, musi podjąć decyzję o ewentualnym podjęciu studiów, na co gorąco namawiają ją rodzice. Ona sama czuje, że nie jest jej to potrzebne, jednak czuje presję ze strony rodziców i znajomych. Wreszcie postanawia poszukać swoich korzeni, odnaleźć biologicznych rodziców i dowiedzieć się czegoś o sobie. Dlatego w dniu swoich osiemnastych urodzin, dzwoni do agencji adopcyjnej, gdzie otrzymuje adres swojej biologicznej matki. Kilka dni później jest już w Nowym Jorku, stojąc przed drzwiami Marianne. Kiedy ta otwiera jej drzwi, po wzajemnym spojrzeniu na siebie, obie już wiedzą, kim dla siebie są...
                Marianne wraz z Peterem spacerują ulicami Nowego Jorku. Nadszedł moment, w którym Marianne postanowiła w końcu poruszyć temat ich wspólnej przyszłości. Nie spodziewa się jednak, że Peter nie zamierza niczego zmieniać w ich relacji. Wściekła wraca do domu, aby wszystko przemyśleć. Nagle słyszy dzwonek do drzwi. Pewna, że Peter przemyślał sprawę, niechętnie udaje się w kierunku drzwi. Jednak zamiast niego, za drzwiami czeka obca dziewczyna. Tylko jedno spojrzenie w jej oczy wystarcza Marianne, aby zorientować się, że przed drzwiami jej mieszkania stoi jej osiemnastoletnia córka...

                Po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że Emily Giffin jest znakomitą pisarką. Historie przez nią opisywane nie są skomplikowane, ale także nie należą do banalnych. Tylko ona potrafi w sposób ciekawy i intrygujący opisać proste życiowe sytuacje. W tym wypadku porzuciła często wykorzystywany wątek relacji damsko - męskiej, przypominając o dawno zapomnianym - więzi rodzica z dzieckiem i trudami, jakie za sobą niesie. Wspaniała książka przedstawiająca świat z dwóch perspektyw, Marianne i Kirby, dzięki czemu jesteśmy w stanie przez kilka chwil wcielić się w ich role. Niewątpliwą zaletą tej książki jest szczerość widoczna na każdej stronie, która nie pozwala się od niej oderwać. Autorka stworzyła historię unikalną, o poszukiwaniu własnego ja, swoich korzeni i docierania do głęboko skrywanej w nas duszy. Dla mnie Emily Giffin jest mistrzynią słowa zrodzonego z emocji.

Moja ocena: 8,5/10