wtorek, 28 maja 2013

Dziewczyny w bieli - Jennifer Close



           Dzień ślubu to zazwyczaj najpiękniejszy dzień w życiu kobiety. Poprzedzony miesiącami przygotowań, musi być dopracowany w każdym najmniejszym calu, a kiedy w końcu nadchodzi, musi być perfekcyjny. Ostatnio jestem już trochę zmęczona bijącymi z każdej strony sukniami, zaproszeniami, wiązankami, i tak mogłabym wymieniać w nieskończoność. Dlatego właśnie czytając opis książki, który mówił, że: "...nie mogą oprzeć się wrażeniu, że wszystkich wokół ogarnęła ślubna gorączka", uznałam, że to idealnie pasująca do mnie historia.

                Isabella, Mary i Lauren są przyjaciółkami, choć wszystkie są zupełnie różne. Nadszedł dla nich czas, w którym wkraczają w samodzielne życie. Opuszczają rodzinne domy w poszukiwaniu własnej drogi - wymarzonych studiów, pracy... oraz drugiej połówki. Czas szybko weryfikuje ich plany, okazuje się, że studia nie są tym, czym sobie wyobrażały, znalezienie pracy graniczy z cudem, a mężczyźni, którzy wydawali się odpowiednimi, okazują się bezndziejni w każdy możliwy sposób. Jakby tego było mało, nieustannie otrzymują zaproszenia na śluby znajomych z czasów szkolnych, których mają serdecznie dość. Uczestniczą w wieczorach panieńskich, wkładają sukienki druhen i robią dobre miny do złej gry. I czekają, aż w końcu i im się poszczęści...

                Fakt, że nie tylko ja mam dość ślubów, choć to tylko bohaterki książki i urocza okładka sprawiły, że bardzo liczyłam na tę książkę. Niestety, przeliczyłam się. Nawet po jej przeczytaniu nie do końca rozumiem jej formę i przesłanie. Autorka oprócz głównych bohaterek, opisywała również wątki ich przyjaciółek (m.in. Molly, Ellen, Shannon, Abby, Bridget, Cate, Kristi...), dlatego przez kilka pierwszych rozdziałów, czytałam marszcząc czoło i zachodząc w głowę, o kim mowa. Zdecydowanie zbyt duża ilość bohaterów i historii powoduje, że czytelnik po prostu się gubi. Poza tym, do ostatniej strony czekałam na jakiś zwrot, przełom, ale nic takiego się nie wydarzyło. Generalnie historie poszczególnych dziewczyn były ciekawe i przyjemnie się je czytało, ale miały formę raczej opowiadań, które zostały opowiedziane i wątek się urywał, zamiast mieć kontynuację w dalszej części książki. Niestety, nie zawsze piękna okładka świadczy również o jej wnętrzu.

Moja ocena: 5/10

środa, 22 maja 2013

Dolina umarłych - Tess Gerritsen



Thrillery to dość specyficzne historie. Na rynku jest mnóstwo książek należących do tego gatunku, niestety wiele z nich nie zasługuje nawet na komentarz. Wśród thrillerów moją uwagę zwrócił gatunek thrillerów medycznych, który wprawdzie nie jest tak popularny, jednak wzbogaca historię o ciekawe wątki. Autorką, która od razu przychodzi mi na myśl w związku z tym gatunkiem, jest Tess Gerritsen. Choć zaczęła pisać wiele lat temu, dopiero niedawno sięgnęłam do jej książek. Po przeczytaniu Doliny umarłych z jednej strony jestem zawiedziona, że dopiero teraz odkryłam jej twórczość, a z drugiej cieszę się, że mam jeszcze mnóstwo do nadrobienia.

         Doktor Maura Isles jest szanowanym i uznanym patologiem sądowym. W ramach pracy i wykonywanych obowiązków wyjeżdża na konferencję patologów do Wyoming. Tam spotyka dawnego znajomego sprzed lat, Douga, który po zakończeniu zjazdu proponuje jej wspólny wyjazd w góry wraz ze swoją córką i dwójką przyjaciół. Trudna sytuacja życiowa, w jakiej znalazła się Maura, skłania ją do spontanicznego wyjazdu i przemyślenia kilku ważnych spraw. Niestety, podczas podróży dopada ich śnieżyca, a niezawodny dotąd GPS gubi drogę. Zamiast do schroniska górskiego, trafiają do Królestwa Bożego, małej osady położonej w dolinie. I kiedy myślą, że znaleźli miejsce, w którym bezpiecznie przeczekają śnieżycę, zauważają, że w osadzie dzieje się coś dziwnego. Cała osada wygląda jakby zatrzymała się w czasie. Wszystkie domy są otwarte, na stołach stoją niedokończone posiłki, spiżarnie wypełnione są po brzegi zapasami, jednak brak tam żywej duszy. Choć dolina wygląda na zamieszkałą, nie wiadomo co takiego wydarzyło się w małej osadzie i gdzie podziali się jej mieszkańcy. Początkowo bezpieczna przystań zaczyna przerażać przybyszów, a wydostanie się z niej staje się niemożliwe…

Dolina umarłych to jedna z historii należących do cyklu, w którym głównymi bohaterkami są Maura Isles i Jane Rizzoli. Choć do tej pory cykl ten liczy dziewięć książek (dziesiąta jest już w przygotowaniu), a Dolina umarłych jest ósmą z kolei, to nieznajomość poprzednich części w żadnym stopniu nie wpływa na fabułę (początkowo nawet nie wiedziałam, że główne bohaterki występują również w innych książkach!). Choć wątek medyczny nie był tu szczególnie rozwinięty, to z pewnością nie bez znaczenia jest fakt, że Tess Gerritsen z wykształcenia jest lekarzem, dzięki czemu jest bardziej wiarygodna. I choć Tess jest już marką samą w sobie, to uwielbiają ją nie tylko czytelnicy, ale również inni pisarze. O jej twórczości wypowiedział się m.in. Stephen King: „w moim domu czytamy każdą jej książkę” oraz Harlan Coben, który stwierdził, że: „w tym gatunku nie ma nikogo lepszego”. Dolina umarłych ma wszystkie cechy dobrego thrilleru, fabuła jest spójna i ciekawa, do ostatnich stron trzyma w napięciu, a zakończenie zaskakuje.

Tym razem nie będę musiała długo czekać, ponieważ już w czerwcu ukaże się nowa książka Tess Gerritsen – Ostatni, który umrze.

Moja ocena: 7/10

...a teraz czas na kawę! ;)




piątek, 17 maja 2013

Portier nosi garnitur od Gabbany - Lauren Weisberger



         Która z Nas nie oglądała kultowego filmu z Anne Hathaway w roli głównej Diabeł ubiera się u Prady? Kiedy po raz pierwszy go zobaczyłam, marzyłam, żeby tak jak filmowa Andrea zostać dziennikarką. Oczywiście szybko zweryfikowałam swoje poglądy, jednak film zapadł mi w pamięć i jest kolejnym w gronie ulubionych filmów leczących zły humor. Jakiś czas później Lauren Weisberger trafiła na moją półkę wraz z Diabłem, a potem stopniowo z kolejnymi książkami. Do dziś przeczytałam wszystkie jej powieści, a ta jest moją ulubioną w jej zbiorach.

Bette Robinson jest zwyczajną dziewczyną pracującą w dziale bankowości. Szczerze nienawidzi swojej pracy, jednak ze względów finansowych nie może z niej zrezygnować. Skrycie uwielbia romanse i uczestniczy w zebraniach klubu książki, o czym wiedzą tylko jej najbliżsi przyjaciele. Pewnego dnia po burzliwej rozmowie ze swoim przełożonym postanawia porzucić pracę, co przez chwilę daje jej poczucie błogiej wolności. Niestety w głębi duszy wie, że taki stan nie może trwać wiecznie. Dzięki pomocy wuja, znanego pisarza, znajduje zatrudnienie w Kelly&Co, najpopularniejszej nowojorskiej agencji public relations. Praca budzi w niej mieszane uczucia, jednak z czasem musi przystosować się do zwyczajów panujących w agencji, wieczornych wyjść, spotkań, bywania wśród znanych osobistości, które również należą do zakresu obowiązków. Wszystko to pochłania cały wolny czas Bette, w związku z czym cierpi na tym jej życie uczuciowe oraz relacje z najbliższą przyjaciółką, Penelope. Przypadkowo zostaje również okrzyknięta dziewczyną Phillipa Westona, znanego playboya i podrywacza, a wkrótce trafia do jednej z najpopularniejszych kolumn towarzyskich (ku uciesze szefowej agencji, dla której jest to najlepsza reklama), co skutecznie utrudnia jej życie. Podczas jednego z wieczornych wyjść Bette poznaje Sammy’ego, ochroniarza w jednym z nowojorskich klubów, Bungalow. Ich znajomość nie rozpoczyna się najlepiej, ponieważ Sammy nie ukrywa dystansu do bogatej elity Manhattanu. Jednak z czasem los krzyżuje ich ścieżki coraz częściej…

                Portier nosi garnitur od Gabbany to powieść, która często określana jest jako gorsza wersja Diabła, jednak mam na ten temat całkiem inne zdanie. Książka ukazuje losy zwyczajnej dziewczyny, która szuka swojego miejsca w życiu. Bette nie jest duszą towarzystwa czy modnisią na obcasach, dzięki czemu od razu zyskuje sympatię czytelnika i łatwo się z nią utożsamić. Kapitalne przemyślenia bohaterki i ciche westchnienia do Sammy’ego dodają jej jeszcze więcej uroku. Autorka nadała wyjątkowego charakteru także wątkom drugoplanowym. Najlepsza przyjaciółka Bette – Penelope i jej perypetie związane z przygotowaniami do ślubu z nieodpowiednim facetem, a także kapitalny wuj głównej bohaterki, błyskotliwy i niezwykle inteligentny. Książka jest świetna, lekka, a czytanie jej to czysta przyjemność. Czyta się jednym tchem, a każda kolejna strona wzbudza chęć dalszego poznawania losów Bette. Wbrew pozorom pomimo lekkiego charakteru książki, można zauważyć kilka prawd, które kierują współczesnym życiem. Diabeł… jest rewelacyjną książką, ale… Portier… w niczym mu nie ustępuje!

Moja ocena: 8,5/10

niedziela, 12 maja 2013

Zamieć śnieżna i woń migdałów - Camilla Läckberg



Literatura skandynawska, w szczególności kryminały, podbiła serca mnóstwa czytelników. Nie wszyscy autorzy przebili się na stałe, jednak kilka nazwisk przetrwało do dziś. Camilla Läckberg jest niewątpliwie jednym z tych autorów. Choć od dawna było mi znane jej nazwisko, nie miałam okazji zapoznać się z jej twórczością. Jakiś czas temu w księgarniach pojawiły się napisane przez nią przed laty książki w nowej oprawie, przyznam, że bardzo korzystnej. Czarna seria od razu zwróciła moją uwagę. Na pierwszy ogień poszła Zamieć śnieżna i woń migdałów, pomyślałam, że tak krótkie opowiadanie będzie idealne na początek.

                Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Martin, na zaproszenie swojej narzeczonej Lisette, udaje się na wyspę Valön, aby poznać jej rodzinę. Po przyjeździe szybko orientuje się, że atmosfera panująca wśród domowników, w niczym nie przypomina rodzinnej. Senior rodu, Ruben, który po latach ciężkiej pracy stał się miliarderem, z powodu sędziwego wieku i choroby, musiał zrezygnować z życia zawodowego. Martin z żalem zauważa, że znajduje się on w centrum zainteresowania całej rodziny, niestety nie z powodu bliskości, lecz pokaźnej sumy na koncie. Każdy z domowników stara się jak może, aby zdobyć względy staruszka i objąć po nim majątek. Jednak Ruben pomimo choroby, nie stracił bystrości umysłu i nie pozwala wciągnąć się w gierki najbliższych. Niespodziewanie podczas kolacji senior umiera. Martin, który jest policjantem, podejrzewa, że jego śmierć spowodował napój, w którym wyczuwa woń migdałów, zapach cyjanku. Postanawia bliżej przyjrzeć się rodzinie zmarłego. Niestety na wyspie panuje zamieć śnieżna, która skutecznie odcina jej mieszkańców od reszty świata. Martin na własną rękę postanawia przesłuchać wszystkich, którzy w tym czasie znajdowali się w domu. Niestety, wszystko wskazuje na to, że mordercą jest któryś z domowników…

                Tak jak wyżej wspomniałam, było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Camilli Läckberg. Być może zbyt wiele oczekiwałam, ale niestety zawiodłam się. Zamieć śnieżna i woń migdałów to krótkie opowiadanie, niewiele ponad 140-stronicowe, dlatego myślałam, że przeczytam je w jeden wieczór. Efekt był taki, że po połowie zamknęłam książkę, bo zwyczajnie byłam znudzona. Dopiero po kilku dniach, dla świętego spokoju, doczytałam resztę, choć niechętnie. Fabuła jest dość prosta, co zazwyczaj uważam za pozytywny aspekt książki, jednak w tym wypadku po prostu była nieciekawa. Opisy były zbyt długie i nie wnosiły do opowiadania niczego nowego. Przez większość czasu miałam wrażenie, że autorka w kółko pisze o tym samym, wręcz byłam zdziwiona, że można napisać tyle stron o sytuacji, która niezmiennie opowiada to, co zostało już napisane. Na szczęście znalazłam też momenty zaskoczenia i zastanowienia, również w rozwiązaniu zagadki i pomimo nieskomplikowanej fabuły trzymała w napięciu. Choć pierwsze spotkanie z Camillą Läckberg nie należało do udanych, to nie zniechęcam się i liczę, że na kolejne nie będę narzekać.

Moja ocena: 4/10

wtorek, 7 maja 2013

Sekretne składniki miłości - Nicolas Barreau



              Od jakiegoś czasu zauważyłam, że podświadomie szukam książek, w których tłem jest kuchnia. Bardzo lubię ten motyw, on daje mi poczucie tego charakterystycznego klimatu danej książki. Dlatego kiedy na półce zobaczyłam okładkę przedstawiającą maleńką restaurację umieszczoną na parterze starej kamienicy, wiedziałam, że za okładką znajdę ten klimat. Poza tym, jak nie znaleźć go w takim miejscu jak Paryż?

                Aurelie Brendin jest właścicielką małej francuskiej restauracji Le Temps des Cerises, którą przejęła po śmierci swojego ojca. Oprócz lokalu zostawił córce również przepis na swoje sekretne menu, którym podobno rozkochał w sobie jej matkę. Aurelie większość swojego czasu poświęca restauracji, a pozostały wykorzystuje na spotkania z Claude'm, dziwakiem i artystą. Pewnego dnia po powrocie do domu, niespodziewanie zastaje puste mieszkanie i wiadomość o odejściu Claude'a. Zupełnie zaskoczona kładzie się do łóżka, aby przespać cały ten koszmar. Niestety rano zdaje sobie sprawę, że to nie był tylko zły sen i musi wziąć się w garść. Postanawia wybrać się na spacer, żeby przemyśleć całą tę sytuację. Wracając zachodzi do małej, uroczej księgarni, choć nie ma zamiaru niczego kupować. Jednak tam sędziwy sprzedawca poleca jej Sekretne składniki miłości, które Aurelie ostatecznie postanawia wziąć. Po powrocie do domu zaparza kubek kawy i zaczyna czytać, a już nad ranem zbliża się ku końcowi historii. Aurelie sama przyznaje, że zdecydowanie nie należy do grona moli książkowych, jednak jej zauroczenie Sekretnymi składnikami miłości jest tym większe, kiedy rozpoznaje w sobie główną bohaterkę i miejsce, w którym rozpoczyna się akcja książki - jej restaurację. Przepełniona pozytywną energią obiera sobie za cel odnalezienie autora, niejakiego Roberta Millera, który w tak ogromnym stopniu przyczynił się do poprawienia samopoczucia Aurelie. Poszukiwania nie rozpoczynają się najlepiej, bowiem okazuje się, że Robert Miller jest osobą szczególnie dbającą o swoją prywatność. Jednak z upływem czasu (i pomocą najlepszej przyjaciółki) Aurelie udaje się odnaleźć wydawnictwo, za pośrednictwem którego książka została wydana. Wszystkie swoje pytania i wątpliwości kieruje do redaktora Andre Chabanais'a, który jako jeden z niewielu utrzymuje kontakt ze skromnym pisarzem. Aurelie dokłada wszelkich starań, aby w jakikolwiek sposób skontaktować się z autorem książki, lecz zauważa, że redaktor za wszelką cenę stara się zrobić wszystko, aby temu zapobiec. Aurelie nie odpuszcza i wkrótce dowiaduje się prawdy, która zupełnie ją zaskakuje i uniemożliwia dalsze poszukiwania...

                Sekretne składniki miłości wydały mi się dość banalnym tytułem, jednak szybko zmieniłam zdanie. Po przeczytaniu kilku stron przeniosłam się do romantycznego, urokliwego Paryża, w którym toczy się akcja powieści. Historia jest opowiedziana z dwóch perspektyw, głównej bohaterki Aurelie i redaktora Andre Chabanais'a, dzięki czemu wiemy o nich to, czego oni o sobie nawzajem nie wiedzą i czujemy się wtajemniczeni we wszystkie tajemnice bohaterów. Książkę czyta się jednym tchem, jest pełna szczegółów, drobnych niuansów, które tworzą tę historię i sprawiają, że jest jeszcze bardziej wiarygodna, jednocześnie zachwyca i bawi. Wprawdzie zakończenie jest dość przewidywalne, ale szczerze mówiąc byłabym zawiedziona, gdyby tak pozytywna historia potoczyła się inaczej. Miłym zaskoczeniem był fakt, że autorem tak urokliwej opowieści jest mężczyzna! Chyba myślę trochę stereotypowo, ale przyzwyczaiłam się, że zazwyczaj to kobiety trafiają do serc czytelników. Jednym słowem pełna humoru, romantyzmu, urzekająca powieść doskonała na długie, leniwe wieczory.
Obawiam się, że niebawem stanę się książkową frankofilką!

Moja ocena: 7,5/1o

czwartek, 2 maja 2013

Igrzyska śmierci – Suzanne Collins



                Zanim sięgnęłam do tej książki, miałam sprzeczne uczucia, bałam się jej. Z jednej strony mnóstwo zachwytów dookoła, a z drugiej strach, że będzie to kolejna historia, nie dość, że naciągana, to jeszcze nierzeczywista, a przede wszystkim niewiarygodna. Niestety nie miałam wielu przyjemnych spotkań z tematyką przygodową, ale wreszcie nadszedł czas, aby to zmienić!

                Przyszłość. Liczne katastrofy spowodowały zniszczenie Ameryki Północnej. Na jej ruinach powstało państwo Panem, składające się z Kapitolu pełniącego funkcję stolicy i 13 otaczających go dystryktów, których zadaniem jest zaspakajanie wszelkich potrzeb mieszkańców Kapitolu. Ludność zamieszkująca dystrykty cierpi głód i ubóstwo, każdego dnia ciężko pracując, co w efekcie doprowadza do wybuchu wojny domowej i buntu przeciwko stolicy. Kapitol postanawia ukarać najbardziej nieposłuszny dystrykt i doprowadza do jego likwidacji, natomiast karą dla pozostałych rejonów kraju okazują się Igrzyska Głodowe. Co roku każdy rejon ma obowiązek ofiarować parę trybutów, którzy podejmą wyzwanie walcząc o życie z pozostałymi, z których zwycięzcą może być tylko jedna osoba.
                Katniss wraz z matką i młodszą siostrą Prim zamieszkuje dwunasty dystrykt. Po śmierci ojca robi co może, aby jej rodzinie niczego nie zabrakło. Choć rejon, który zamieszkuje należy do najbiedniejszych w kraju, nie poddaje się i walczy o żywność narażając własne życie. Pomimo odwagi i zaradności, jak każda młoda dziewczyna odczuwa strach, ponieważ zbliżają się dożynki, na których wytypowani zostaną trybuci do tegorocznych Igrzysk. Nadchodzi pora losowania. Pierwszym trybutem zostaje Prim. Katniss nie mogąc pogodzić się z niesprawiedliwością losu, postanawia zgłosić się na ochotnika i stanąć do walki o życie. Drugim wylosowanym okazuje się być Peeta, syn piekarza. Wspólnie wyruszają do Kapitolu, gdzie początkowo doświadczają luksusów, aby potem móc trenować sztukę przetrwania pod okiem zwycięzcy sprzed lat i w efekcie zmierzyć się w Igrzyskach.

                Nasłuchałam się tylu ochów i achów, że chciałam sprawdzić, czy rzeczywiście książka jest tak dobra, jak słyszałam. Fakt, że jest utrzymana w gatunku przygodowo - fantastycznym był przyjemną odmianą. Pierwsze, na co zwróciłam uwagę podczas czytania, to język jakim książka została napisana. Dobitny, prostolinijny, a jednocześnie niewymuszony, dzięki czemu czyta się jednym tchem. Również fakt, że narracja jest pierwszoosobowa sprawia, że wgłębiamy się w historię tak, jakbyśmy byli jej uczestnikami. Dzięki temu łatwiej też zrozumieć brutalny świat i bijące z każdej strony okrucieństwa przedstawione w książce.  Całość jest bardzo realistyczna i wiarygodna, czasem aż przerażająca. W większości jest to zasługa bohaterów, którzy mają w sobie mnóstwo kontrastów i to oni tak naprawdę tworzą tę historię. Mogłabym tak wyliczać, i wyliczać pozytywy… ale nie zrobię tego.  Dlaczego? Bo warto sięgnąć do tej historii, warto ją przeczytać. Bo można w niej odnaleźć mądrość, prawdę i nadzieję. Gwarantuję, że nie istnieje możliwość, aby się zawieść.

Moja ocena: 8,5/10