sobota, 30 marca 2013

Życzenia! :)


Jak ten czas szybko leci! Dopiero były Święta Bożego Narodzenia, a już Wielkanoc! Szkoda, że pogodzie coś się pomyliło i doczekaliśmy się białych świąt, tylko nie tych, co trzeba ;)

Mam nadzieję, że teraz czas trochę zwolni i każdy znajdzie chwilę wytchnienia dla siebie i dla swoich bliskich, a wszystkie pyszności nie będą budziły wyrzutów sumienia ;)

Smacznego jajka i mokrego Dyngusa!



…a poza tym, nie tylko Wam, ale i sobie życzę szybkiego nadejścia wiosny! :)

źródło: weheartit.com



środa, 27 marca 2013

Mój tydzień z Marilyn - Colin Clark


               Kiedy tylko zobaczyłam zapowiedź filmu, natychmiast zapragnęłam go zobaczyć. Marilyn Monroe zawsze była ikoną kobiecości, o czym świadczyły liczne zdjęcia i artykuły. Jednak zupełnie inaczej było zobaczyć jej historię na ekranie. Michelle Williams doskonale wcieliła się w rolę Marilyn, więc film obejrzałam z zapartym tchem. Po raz pierwszy postanowiłam, że zanim przeczytam, zobaczę film. Po obejrzeniu go mój apetyt wzrósł, jednak doszłam do wniosku, że zaczekam, aby czytając nie wspominać filmu, ale móc na nowo poznawać jej historię. 

                Jest rok 1956. Marylin wraz z mężem, znanym dramaturgiem Arthurem Millerem, przyjeżdża do Londynu. Właśnie trwa ich miesiąc miodowy, jednak Marilyn musi poświęcić go na pracę, dostała bowiem propozycję gry w nowym filmie popularnego reżysera. Wkrótce jednak Arthur wraca do swoich obowiązków i wyjeżdża, zostawiając Marilyn na planie filmu. Wbrew pozorom, mimo ogromnego podziwu dla jej osoby, Marilyn jest przestraszona i bardzo samotna. Również gra aktorska nie idzie jej tak, jak ona sama i wszyscy wokoło od niej oczekują. Jej partner filmowy przy każdej nadarzającej się okazji upokarza ją i krytykuje. Wkrótce potem gwiazda znajduje notatki swojego męża, z których dowiaduje się, że jej na pozór szczęśliwe małżeństwo pozostawia wiele do życzenia, a ona sama jest według Arthura pasmem niepowodzeń i rozczarowań. Pogarsza to już i tak podły nastrój Marilyn. Traci chęć nie tylko do pracy, ale i do życia. Wtedy na jej drodze pojawia się Colin, młody chłopak pomagający na planie filmowym, który skrycie kocha się w Marylin. Jako jeden z niewielu potrafi dostrzec jej prawdziwe oblicze, słuchać i rozmawiać. Ona również świetnie czuje się w jego towarzystwie, mimo że nie wiąże z nim żadnych planów. Otwiera się przed nim, zdradza swoje najskrytsze sekrety i wreszcie przy nim czuje się sobą. Właśnie wtedy rozpoczyna się ich krótki, ale namiętny romans, który trwa tylko kilka dni, jednak w pamięci Colina zakorzenił się na długie lata...

                Historia Marilyn Monroe z pewnością jest fascynująca, jednak tego samego nie mogę powiedzieć o książce. Sięgając po nią, nie mogłam doczekać się kartkowania stron, ale już po kilku wiedziałam, że nie tego oczekiwałam. Od wielu lat nie męczyłam się tak nad żadną książką, ale nie lubię nie kończyć już rozpoczętej. Fabuła mnie nudziła i nie mogłam doczekać się nie tyle samego finału historii, ale wreszcie zamknięcia okładki. Choć książka była dość krótka, miałam wrażenie, że i tak jest na siłę ciągnięta, a treść kręciła się wokół tego samego. Mimo wszystko nie żałuję, że po nią sięgnęłam, gdyby nie Colin Clark, być może nikt nie ujawniłby jaka naprawdę była Marilyn.

Moja ocena: 3/10

sobota, 23 marca 2013

Poradnik pozytywnego myślenia - Matthew Quick




Odkąd po raz pierwszy obejrzałam Kac Vegas stał się jednym z tych filmów, które oglądam kiedy mam zły humor, dopada mnie jesienna depresja lub deszcz za oknem. Również od tego momentu do grona moich ulubionych aktorów (…pewnie nie tylko do mojego ;) trafił Bradley Cooper. Kiedy dowiedziałam się, że to właśnie on wciela się w postać głównego bohatera byłam ciekawa jego nowej odsłony. Nie bez znaczenia była też nominacja do Oscara, co oznacza, że sam film, a tym bardziej książka, na podstawie której powstał, nie mogą być złe. Postanowiłam jak zwykle zacząć od książki ;)

Pat właśnie opuścił zakład zamknięty, w którym spędził ostatnie cztery lata. Ma jedno postanowienie – za wszelką cenę wrócić do żony. Po powrocie do rodzinnego domu stara się wrócić do normalności, odnawia relacje z najbliższymi, trenuje, chodzi na spotkania z terapeutą. Wszystko, co robi, robi z myślą o żonie i zakończeniu trwającej między nimi rozłąki. Jednak wszystko nie jest tak oczywiste, jak się wydawało. Pat nie wie, co wydarzyło się podczas jego nieobecności, ojciec nie chce z nim rozmawiać, ulubiona drużyna przegrywa, a żona wciąż się nie odzywa. Na domiar złego, spokoju nie daje mu irytująca Tiffany, która nieproszona codziennie towarzyszy mu w treningach.
Mijają dni. Wszystko zaczyna się powoli układać. Dzięki rozmowom z terapeutą Pat zaczyna akceptować otaczającą go rzeczywistość, nawiązuje nić porozumienia z ojcem, traci zbędne kilogramy, które tak bardzo przeszkadzały jego żonie, a wcześniej denerwująca Tiffany staje się najlepszą przyjaciółką. Nadal jednak nie osiągnął najważniejszego – nie udało mu się w żaden sposób nawiązać kontaktu z Nikki, do której ma zakaz zbliżania się. Wreszcie Tiffany oferuje mu układ – jeśli Pat zgodzi się wziąć razem z nią udział w turnieju tańca, ona umożliwi mu kontakt z żoną…

Poradnik pozytywnego myślenia dostarczył mi wielu przemyśleń. Mimo, że książka nie należy do lekkich, to lekko się ją czyta. Od pierwszych stron główny bohater zyskuje sympatię, trochę przez swoją naiwność, trochę dlatego, że jest zdeterminowany w dążeniu do swoich marzeń, a trochę dlatego, że jest po prostu człowiekiem borykającym się z różnego rodzaju problemami, jak każdy z nas. Matthew Quick doskonale skonstruował tę powieść wplatając w ważne i trudne jednocześnie momenty życia głównego bohatera zabawne przemyślenia Pata, nadając całej historii pewnego rodzaju lekkości. Inną ważną kwestią, która została poruszona są relacje z najbliższymi – niekiedy trudne – i ich wsparcie oraz to, jak istotny wpływ ma to na życie każdego człowieka. Tak naprawdę o właściwej przyczynie choroby Pata dowiadujemy się pod koniec historii, jednak książka już od pierwszych stron wzbudza zainteresowanie, które jest utrzymane do ostatniej sceny. Pomimo tego, że poruszony problem nie należy do najlżejszych, to całość ma pozytywny charakter, a sympatia do głównego bohatera powoduje, że do ostatnich stron kibicuje się jego osobie i wierzy w spełnienie jego marzeń.

Moja ocena: 8,5/10

poniedziałek, 18 marca 2013

Jeden dzień - David Nicholls



                O twórczości Davida Nichollsa słyszałam wiele – nie zawsze pozytywnego. Nie lubię kierować się cudzymi opiniami, dlatego postanowiłam sama sięgnąć do jego książek, a pierwszy w ręce wpadł mi Jeden dzień z Anne Hathaway i Jimem Sturgessem na okładce. Pomyślałam wtedy, że jest piękna, od razu mnie urzekła. A z drugiej strony, zastanawiałam się, czy nie będzie to jakaś banalna historia o miłości, jakich mnóstwo.

                Jest 15 lipca 1988 roku. Emma i Dexter poznają się na imprezie z okazji ukończenia studiów. Ona – intelektualistka w grubych okularach, zakompleksiona, nieświadoma swojej wartości marzycielka, on – przystojniak z bogatego domu, niespecjalnie przejmujący się przyszłością, zupełne przeciwieństwa. I chociaż ona nie jest w jego typie, a on z pozoru jest tanim podrywaczem, spędzają ze sobą noc. Nie, nie taką, jak się wydaje. Okazuje się, że świetnie się rozumieją i potrafią rozmawiać o wszystkim. Wydaje im się, że więcej się nie zobaczą, jednak czas pokazuje, że nie mogą o sobie zapomnieć. Właśnie wtedy zaczyna się ta wyjątkowa przyjaźń.
                Początkowo każde z nich idzie w swoją stronę, ale mimo to ich przyjaźń wciąż się rozwija. Emma, która marzy o wydaniu własnej powieści, zatrudnia się w meksykańskiej knajpie, aby móc się utrzymać. Ciężka, całodzienna praca odbiera jej chęć do życia i sprawia, że Emma popada w depresję. Natomiast Dexter, który zawsze zdobywał to, czego chciał, znajduje zatrudnienie jako prezenter telewizyjny. Emma po namowach przyjaciela postanawia porzucić pracę i rozpocząć karierę nauczycielki, co sprawia jej ogromną przyjemność. Tak mijają lata, ale „Em i Dex, Dex i Em” (jak sami o sobie mawiają), bez względu na miejsce zamieszkania czy pracę, wciąż są najbliższymi przyjaciółmi. Ona poznaje komika Iana, z którym spędza kilka lat swojego życia. Choć sama uważa go za niespecjalnie śmiesznego, daje jej poczucie stabilizacji i przede wszystkim – świata poza nią nie widzi. Dex z kolei spotyka się z prezenterką telewizyjną, a następnie poznaje swoją przyszłą żonę, Sylvie, która rodzi mu córeczkę.
                Mijają lata. Emma zdaje sobie sprawę, że nie chce ciągnąć swojego związku z Ianem, do którego z każdym dniem czuje coraz mniej. Dexter nie jest już tak wziętym prezenterem, zaczyna brać narkotyki i zadawać się z nieodpowiednimi ludźmi. Początkowo Em i Dex spędzają razem wakacje, dzielą się radościami i troskami, razem się cieszą i wspierają w trudnych chwilach, z czasem jednak ich relacja zaczyna się zmieniać. Mają sobie coraz mniej do powiedzenia, żyją innym życiem. Jednak po wielu latach zdają sobie sprawę, że to właśnie siebie szukali przez całe życie…

                Jeden dzień to zdecydowanie jedna z najlepszych książek, jakie czytałam. Zupełnie mnie zaskoczyła. Piękna historia dwojga ludzi, którzy przez całe życie szukają szczęścia, jednak nie widzą, że jest tuż obok. Pełna emocji, błyskotliwych dialogów i przemyśleń bohaterów, którzy mijają się nie dostrzegając najważniejszego. Zaletą książki jest z pewnością narracja z perspektyw Emmy i Dexa, którzy 15 dnia lipca każdego roku opowiadają swoje losy. 20 lat z życia bohaterów powodują, że obserwujemy, jak zmienia się ich życie, ich charaktery, podejście do życia, priorytety. Zaryzykuję stwierdzenie, że Jeden dzień to książka idealna, nie brakowało mi w niej niczego. No, może poza jednym. Czytając naiwnie wierzyłam, że historia Emmy i Dexa będzie miała szczęśliwe zakończenie, jednak finał zupełnie mnie zaskoczył. Mądra, wzruszająca, nostalgiczna, skłaniająca do refleksji, ironiczna, po prostu prawdziwa.

„- Dexter, naprawdę bardzo cię kocham. Bardzo. I pewnie zawsze będę. - jej usta dotknęły jego policzka. - Ale niestety już cię nie lubię. Przykro mi.”

"Stara, jesteś cudowna. Jeżeli w ciągu całego twojego życia mógłbym dać ci tylko jeden, jedyny prezent to pewnie byłaby to pewność siebie. Taki dar pewności siebie. To, albo świeczki zapachowe."

 „ - Tylko obiecaj, że już nie będziesz mnie zmuszała do seksu.
- To co będziemy robić?
- Wiem, że to głupio zabrzmi – powiedział nieśmiało – ale moglibyśmy zagrać w scrabble’a.”

Moja ocena: 9,5/10

czwartek, 14 marca 2013

Coś pożyczonego - Emily Giffin



          Długo zastanawiałam się, jaką książką rozpocząć. Nie było mi łatwo wybrać, jednak w końcu zdecydowałam się na Emily Giffin, autorkę, która słowami potrafi oddać nawet najgłębiej skrywane emocje. 

"Urodziłam się piękna". 

            Tym zdaniem rozpoczyna się pierwsza powieść mojej ulubionej autorki, a tym samym moja ulubiona książka. Książka o życiu, relacjach między ludźmi, uczuciach - nie zawsze odpowiednich i odzwajemnionych, o wyborach i poczuciu winy.

Darcy i Rachel poznały się będąc jeszcze dziećmi. Od tamtej pory minęło wiele lat, jednak ich drogi nigdy się nie rozeszły. W momencie, kiedy je poznajemy dobiegają trzydziestki i wciąż są najlepszymi przyjaciółkami. 
Darcy jest energiczną, pewną siebie, przebojową dziewczyną. Zdobywa to, czego chce i realizuje swoje plany i marzenia. Nie boi się mówić co myśli i głośno mówi o swoich potrzebach. Natomiast Rachel jest jej zupełnym przeciwieństwem, być może dlatego dziewczyny tak dobrze się rozumieją i uzupełniają. Rachel w odróżnieniu od przyjaciółki jest spokojną, odpowiedzialną i rozsądną osobą. Bardziej troszczy się o innych, niż o siebie i dba, by swoim zachowaniem nikogo nie urazić. Nie jest asertywna, przez co nie potrafi walczyć o swoje marzenia. Mimo że dziewczyny diametralnie różnią się od siebie, świetnie się dogadują i ich przyjaźń jest dla nich ważniejsza, niż wszystko inne. Do czasu... 
Zbliżają się 30. urodziny Rachel, która jako pierwsza z pary przyjaciółek rozpocznie kolejny etap swojego życia. Z tej okazji Darcy przygotowuje dla niej przyjęcie - niespodziankę, na które zaprasza grono ich wspólnych znajomych. Rachel jest wdzięczna za zorganizowanie imprezy, choć to przyjaciółka gra na niej pierwsze skrzypce. Darcy bawi się tak dobrze, że po krótkim czasie jest już nieprzytomna, dlatego razem ze swoim narzeczonym Dexem i jednocześnie serdecznym przyjacielem Rachel ze studiów, opuszczają przyjęcie. Powoli goście zaczynają się wykruszać, aż jubilatka zostaje sama. Nieoczekiwanie wraca Dexter, który szuka zagubionej torebki Darcy. Zauważa, że Rachel została sama, więc po znalezieniu zguby postanawiają wybrać się na ostatniego urodzinowego drinka. Świetnie się bawią, rozmawiając i żartując wspominają studia prawnicze, na których się poznali i zaprzyjaźnili. Po kilku kolejnych drinkach postanawiają zakończyć wieczór, jednak zamiast każde w swoim mieszkaniu, oboje lądują w łóżku Rachel...
Początkowo oboje uważają wspólnie spędzoną noc za największy błąd i postanawiają o niej zapomnieć. Jednak czas pokazuje, że nie pozostają obojętni wobec siebie i nie potrafią dłużej udawać. Wtedy zaczyna się nie tylko ich romans, ale również pierwsze wybory, decyzje i rozterki...

            Kiedy czytałam opis na tylnej okładce książki, pomyślałam, że będzie to pewnie całkiem przyjemna, ale kolejna, jedna z wielu książek o przyjaciółkach i zdradzie. Dziś wiem, jak bardzo się wtedy myliłam. Coś pożyczonego to najbardziej wiarygodna książka, jaką kiedykolwiek czytałam. Historia Rachel i Darcy jest całkiem prosta, a problem dość banalny - wybór między wieloletnią przyjaźnią a miłością. 
Zanim sięgnęłam po książkę, oceniłam Rachel za jej nielojalne zachowanie względem przyjaciółki, jednak szybko zweryfikowałam swoje poglądy. Okazała się dobrą i skromną osobą, która ceni wartości moralne i przez lata rezygnowała z własnego szczęścia, pozostając w cieniu przebojowej przyjaciółki, być może właśnie dlatego łatwiej usprawiedliwić jej zachowanie. Wewnętrznie rozdarta wreszcie uświadamia sobie, że o swoje marzenia należy walczyć. Pomimo jej zdrady i niewłaściwego zachowania, to nie ona jest czarnym charakterem powieści, a jej przyjaciółka Darcy, co powoduje, że do samego końca czyta się z nadzieją, że skrywany romans Rachel i Dex'a przerodzi się w normalny związek. 
             Mimo że książka nie porusza zbyt skomplikowanego problemu, nie jest typem ogłupiającej historii. Gdzieś między wierszami ukryte są przesłania wynikające z normalnego, codziennego życia. Emily Giffin doskonale oddaje emocje, z którymi zmagają się bohaterowie, tak, że czytając czujemy się jak cisi obserwatorzy sytuacji. Coś pożyczonego przeczytałam jednym tchem i polecam ją zawsze, i każdemu, bo "nikt nie rozumie nas lepiej, niż Emily Giffin".

Polecam również Rachel i Darcy na ekranie w Pożyczonym narzeczonym :)


Moja ocena: 10/10

środa, 13 marca 2013

Nowy początek


Magia za okładką - tytuł raczej nie pozostawia złudzeń. Czy to kolejny blog książkowy? Mam taki zamiar :) Od dawna śledzę blogi książkowe i zapragnęłam mieć swój. Mam nadzieję, że stworzę go w taki sposób, aby choć trochę różnił się od pozostałych i zdobył swoje małe grono czytelników.

Już jutro pierwsza recenzja, więc zapraszam! :)