środa, 16 października 2013

Spotkajmy się w kawiarni - Jenny Colgan

 
                Kiedy słoneczne, ciepłe dni idą w zapomnienie, a ich miejsce zajmuje złota jesień, nie mam nic przeciwko. Niestety w poprzednich latach jesiennie miesiące przynosiły szarość, deszcz i coraz krótsze dni. Na szczęście tegoroczna zaskoczyła mnie obfitując w kolorowe liście i słońce wyglądające leniwie zza chmur.  Z czasem z pomocą będzie musiała przyjść mi witamina D, która choć w niewielkim stopniu zastąpi mi słońce w tych chłodnych miesiącach. Jednak późna jesień ma swoje niewielkie plusy. Deszcz uderzający o szyby wieczorami, miękki koc i rozgrzewająca herbata z imbirem stanowią idealne połączenie w towarzystwie książki.
                Będąc akurat w ulubionej księgarni dostrzegłam na półce Spotkajmy się w kawiarni Jenny Colgan. Z miejsca urzekła mnie urocza okładka, która swoim wyglądem rozwesela w mgnieniu oka. Choć jej klimat pewnie lepiej wtapia się w letni okres, ja postanowiłam poprawić nią sobie humor w długie jesienne wieczory. Bo czy pulchne i puszyste muffiny, ciasteczka i babeczki mogły mnie zawieść? Oczywiście, że nie!

       Od zawsze, będąc jeszcze małą dziewczynką, Issy obracała się w słodkim świecie. Wychowywana przed ukochanego dziadka Joe, właściciela najlepszej w mieście cukierni, zgłębiała sekretne tajniki, dzięki którym wyroby dziadka były tak pyszne. Issy dorastając u boku dziadka nie tylko obserwowała, ale z czasem, podobnie jak on, pokochała pieczenie i nieustannie zdobywała nowe umiejętności. Jednak pomimo ogromnej pasji do cukiernictwa, los spłatał jej figla w postaci posady sekretarki w jednej z londyńskich agencji nieruchomości. Na domiar wszystkiego romans z przystojnym szefem również nie poprawia sprawy. Aż pewnego, nudnego jak zwykle dnia, Issy otrzymuje… wypowiedzenie i dowiaduje się, że jej romans wcale nie był sekretem, a pracownicy bardziej cenili jej wypieki niż pracę w biurze.
          Mijają dni, tygodnie. Issy nie rozstając się z piżamą i kołtunem na głowie postanawia zbuntować się przeciw całemu światu nie opuszczając mieszkania ani na moment. Z pomocą przychodzi jej Helena - oddana przyjaciółka i współlokatorka oraz ukochany dziadek, który przez wzgląd na chorobę przebywa w domu opieki. Dzięki nim Issy zyskuje chęć do życia i motywację do dalszego działania. I wreszcie przychodzi jej do głowy zupełnie naturalna myśl… właściwie dlaczego nie połączyć przyjemnego z pożytecznym i stać się kowalem własnego losu? Zamiłowanie do wypieków, bezcenne przepisy od dziadka okraszone bezbłędnymi, lecz trafnymi uwagami i determinacja doprowadzają Issy do trochę zapomnianej londyńskiej dzielnicy, gdzie na uroczym Placyku pod Gruszą w jednym z lokali widnieje tabliczka ‘do wynajęcia’. To właśnie tam powstaje Słodki Zakątek, który niepostrzeżenie zmieni życie Issy nie do poznania…

              Być może nie szata zdobi człowieka, ale z pewnością okładka wiele mówi o książce. To przede wszystkim dzięki niej Spotkajmy się w kawiarni znalazła się na mojej półce. Ta urocza i słodka okładka jest namiastką atmosfery zawartej w książce i ciepła, które z niej bije. Nie jest to ta negatywna słodkość, przesadna, która powoduje, że mamy ochotę już nigdy nie patrzeć w kierunku tej książki, ale taka, dzięki której robi się ciepło na sercu.  Główna bohaterka jest trzydziestojednoletnią kobietą, początkowo niepewną i zagubioną, jednak jej urok i radość powodują, że sprawia wrażenie dziewczyny z sąsiedztwa, takiej, którą chciałoby się znać. Strach przed nieznanym i typowo kobiece rozterki ograniczają jej marzenia, a tym samym przestrzeń do szczęścia. Jednak dzięki sile determinacji, pasji i przede wszystkim najbliższym udaje jej się zrobić ten najważniejszy pierwszy krok i podążać za marzeniami. Ciepło tej powieści opiera się również na postaciach wykreowanych przez Jenny Colgan. Przeuroczy dziadek, który pomimo choroby wciąż z wielką pasją opowiada wnuczce o tajnikach swoich wypieków i spisuje zapomniane już dawno przepisy w formie listów oraz Helena, przyjaciółka z krwi i kości, taka, która pokrzyczy i przytuli. To właśnie dzięki nim Issy stawia wszystko na jedną kartę idąc za głosem serca.
                Teraz powinnam chyba wspomnieć o jakichś negatywnych aspektach tej książki i… nic z tego! Kolejnym powodem świadczącym o jej słodyczy są przepisy na babeczki z uwzględnieniem różnych okazji. Znajdziemy pomysły m.in. na babeczki z podwójną czekoladą, ciasteczka z nutellą dla bezrobotnych, cytrynowe ciasto dla zdeterminowanych czy uzdrawiające ciasto z brandy. Pomimo tego, że niejako jest to powieść dotycząca kuchni, autorka stworzyła na tyle wyraziste i jednocześnie okrojone opisy, pozostawiając czytelnikom odpowiednie pole do wyobraźni. Dzięki temu  możemy do woli czytać o pysznych słodkościach, a kalorii nie przybywa! Ponadto sposób, w jaki książka została napisana powoduje, że zupełnie bezwiednie przenosimy się na Placyk pod Gruszą lub wspominamy wraz z główną bohaterką chwile dzieciństwa, kiedy to po powrocie ze szkoły stawała się ulubionym pomocnikiem dziadka. Przenosimy się w świat marzeń i zaczynamy wierzyć, że warto pomimo strachu robić to, co się kocha, a dobro podarowane innym prędzej czy później wraca do nas ze zdwojoną siłą. Opowieść o tym, że nic nie dzieje się bez przyczyny, a nieszczęśliwy zbieg okoliczności może wbrew pozorom przynieść więcej korzyści, niż może się wydawać.
            Ta słodka i urocza książka jest lekarstwem na szaro burą aurę, która błyskawicznie poprawia humor, a Ty zanim się obejrzysz, będziesz już piec babeczki!

Pomarańczowe babeczki z marmoladą na nienajlepszy nastrój



Wszystkie składniki pomnóż przez cztery, żeby otrzymać dużo ciasta.

- 2 całe pomarańcze; postaraj się, żeby nie były gorzkie, jeśli chcesz dać upust swojej frustracji, kup krwiście czerwone

- 225 g roztopionego masła; jeśli nie masz pod ręką patelni, roztop je na ogniu świętego oburzenia

- 3 całe jajka; plus trzy dodatkowe, którymi można dla ulżenia sobie rzucić o ścianę

- 225 g cukru; możesz dodać więcej, żeby osłodzić sobie życie

- 225 g mąki samorosnącej (może przy okazji urośnie nam samoocena)

- 3 łyżki marmolady

- 3 łyżki skórki pomarańczowej



                Rozgrzej piekarnik do 180 stopni Celsjusza. Nasmaruj foremki. Jedną całą pomarańczę – ze skórką! – pokrój na kawałki i wymieszaj z roztopionym masłem, jajkami i cukrem. Mieszaj mikserem na wysokich obrotach, aż uzyskasz jednolitą masę. Przelej ją do miski z mąką i daj ciastu porządny wycisk, mieszając je drewnianą łyżką.

                Piecz w piekarniku przez 50 minut. Wyjmij ciasto z pieca i odczekaj jeszcze 5 minut. Po tym czasie wyłóż je z foremek i zostaw do zupełnego ostygnięcia. Posmaruj wierzch babeczek marmoladą. Posyp skórką pomarańczową i zjedz, odzyskując radość życia.
               
Moja ocena: 9/10

źródło: weheartit.com

4 komentarze :

  1. Jak to robisz, że zawsze się uśmiecham, czytając Twoje posty? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na jesień książka idealna, ciepła piżamka, kocyk, ciasteczka i ona i mimo, że siedzę w pracy przy biurku, bynajmniej nie w piżamce i bez ciasteczek to jakoś od samego posta mój poziom endorfin szybuje w górę ♥
    Kołtun i ciasteczka dla bezrobotnych mnie urzekły :)
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  3. Poczytałabym z takim zestawem przy sobie - kakao, ciasteczko/muffinka i kołdra.Przepis na babeczki już sobie zapisałam, do wypróbowania ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię ten nowy trend w książkach, kiedy pojawiają się przepisy na coś pysznego ! :) Książki jeszcze nie czytałam, ale tak jak napisałaś okładka zachęca do sięgnięcia po nią, także dopisuje ją do mojej listy życzeń :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń