Eric
Emmanuel Schmitt dotąd był mi znany z nazwiska i Oskara i Pani Róży. Choć od dawna na mojej liście książek do
przeczytania jest Trucicielka, to
postanowiłam jednak najpierw sięgnąć do Tektoniki
uczuć. Skoro mówi się, że jego książki to takie perełki, postanowiłam się o
tym przekonać. I… po dwóch godzinach byłam zaskoczona, że w tak niewielu
stronach znalazłam tyle treści, a książka leżała już wśród przeczytanych ;)
Diane i Richard są w sobie bez
pamięci zakochani, a przynajmniej tak im się wydaje. Wydaje im się również, że
niebawem zrobią kolejny krok w swoim związku, staną na ślubnym kobiercu. I
kiedy wszystko wydaje się tak idealne, okazuje się, że jednak coś jest nie tak.
Diane zaczyna przyglądać się ich relacji, zauważa, że nie jest już tak jak
dawniej. Że nawet kilkudniowa rozłąka nie sprawia im już takiego problemu jak
kiedyś, że on nie przytula jej już tak mocno, a podczas czytania oboje
namiętnie ziewają. Postanawia podzielić się z nim swoimi wątpliwościami i
wskutek braku komunikacji… rozstają się.
Odtąd uczucie miłości, które wypełniało ich po brzegi, zaczyna przeobrażać się
w chorą nienawiść, która jednemu z nich dostarczy szczęścia, a drugiemu
niewyobrażalnego żalu.
Choć nie miałam wielu okazji do
poznania twórczości E. E. Schmitta, to z pewnością teraz będę miała czas na jej
nadrobienie. Tektonika uczuć okazała
się pewnego rodzaju opowieścią, która przypominała mi czytanie scenariusza
spektaklu teatralnego. Taka forma nigdy nie wydawała mi się atrakcyjna, a
jednak, przekonałam się, że taka prosta forma w niczym nie jest gorsza od
prozy. Piękna opowieść poruszająca prosty schemat – ona, on i uczucie. Pokazująca jak trudna jest komunikacja między
ludźmi i skutki jakie przynoszą niedomówienia, oszustwa i kłamstwa. Pouczająca,
pełna intrygi, manipulacji historia, która uświadamia, że czasami chyba nie do
końca rozumiemy uczucia, jakie nami targają i fakt, że szczere i prawdziwe
uczucie jest naprawdę czymś trudnym.
Jest
to jedna z tych książek, o których trudno powiedzieć, że się podobała.
Dlaczego? Bo nie taki jest jej cel. Eric Emmanuel Schmitt nie napisał jej po
to, żeby zaczytywać się w niej godzinami i zachwycać wydumaną treścią, ale po
to, żeby w pewnym sensie w prostej historii odnaleźć psychologię miłości. To z
pewnością wyszło mu rewelacyjnie, prawda
w niej zawarta skłania do refleksji i uświadamia, że choć nic tego nie
zapowiadało, to jednak mamy sobie wiele do zarzucenia.
Moja
ocena: 8/10
ojjj jaki Ty mas zdar przekonywania :D
OdpowiedzUsuńE. E. Schmitt jest autorem, po którego zawsze mogę sięgnąć bez wahania, gdy mam ochotę na maksimum emocji i refleksji w minimalnej objętości i nigdy jeszcze się nie rozczarowałam!
OdpowiedzUsuńErica-Emmanuela Schmitta nie znam praktycznie w ogóle. Gdzieś tam kiedyś... bardzo dawno temu, przeczytałam Oskara i panią Różę, ale to wszystko. Przyznać muszę, iż świadomie odmawiałam sobie przeczytania czegokolwiek, co wyszło spod pióra tego pana. Dlaczego? Nie wiem. Tak jakoś wyszło, po prostu. Któregoś jednak dnia, skuszona wieloma pozytywnymi blogowymi recenzjami, postanowiłam dać szansę temu pisarzowi i... sięgnęłam po "Tektonikę uczuć".
OdpowiedzUsuńSchmitt to pewniak, zawsze zero rozczarowania, nigdy nie męczy, a co więcej zawsze coś po Nim zostaje :) Tektoniki nie czytałam, ale z przyjemnością sięgnę.
OdpowiedzUsuńOstatnio czytałam jego "Kobietę w lustrze: i też śmiało mogę polecić.A najbardziej polecam "Odette i inne historie miłosne". Jest tam jedno opowiadanie o pewnej niepoznającej się starszej kobiecie...chwytające za serce, ale nic więcej nie powiem, bo spalę puentę a naprawdę warto samemu to odkryć:)
Coraz bardziej mi się Twój blog podoba, serio serio :)
xoxo
mam jeszcze w zanadrzu "Trucicielkę", a potem w takim razie pewnie skuszę się na "Odette..." :)
Usuńkazdy swoj dzien zaczynam od bagietki , czarnej herbaty i .. Twojego bloga -,- bardzo sie ciesze ze liczba wyswietlen tak rosnie i ze moi znajomi tez go polubili
OdpowiedzUsuńbardzo się cieszę! :)
UsuńPrzyznam się, że pierwsze słyszę nazwisko autora. Sądząc po twojej opinii na temat akurat tej pozycji, jest to książka do której z pewnością warto zajrzeć. Szczególnie, kiedy się nie ma zbyt wiele czasu na dłuższe książki ;) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńja tez wczesniej o nim nie slyszalam , ale powiem szczerze ze zachwycila mnie recenzja
OdpowiedzUsuńZaledwie jakieś 2 dni temu czytałam recenzję tej książki :) Bardzo podoba mi się okładka tej książki. Nie mam za bardzo ochoty na historie o nieudanej miłości, ale kiedyś pewnie po Schmitta sięgnę.
OdpowiedzUsuńzgadzam sie w 100% z pania wyzej :) ciekawie piszesz zdolniacho :)
OdpowiedzUsuńCIEKAWY BLOG . POZDRAWIAMY !
OdpowiedzUsuńWidziałam ją w bibliotece. Muszę ją wypożyczyć ;)
OdpowiedzUsuńa czy czytujesz romanse ? moze polecisz jakis ? z gory dziekuje dobra dziewczyno :P
OdpowiedzUsuńnie, po typowe romanse nie sięgam ;)
UsuńCiekawie ;) Ale chyba jednak się nie skuszę ;/ mam dość romansów, miłosnych rozterek... jestem rządna horrorów ;) po za tym za krótka jak na mój gust. Dobre zajęcie na dwie nudne do bólu godziny rachunkowości, ale nie na dłuższą metę. Ale z twojej opinii widzę, że jest refleksyjna, więc jak przypadkiem na nią trafię- przeczytam :)) Pozdrawiam ;***
OdpowiedzUsuńPS Przez jeszcze jakiś czas mnie nie będzie, niestety ;/ nie mam internetu obecnie ;/ wpadłam tylko na chwilę u kumpla ;)) Jeszcze raz pozdrawiam ^^
jestes inspiracja - tyle w temacie :D
OdpowiedzUsuńbardzo szybko przybywa ci wyswietlen , komentarzy i ludzi ktorym twoj blog bardzo sie podoba :D fajnie , ze cos znowu nie o modzie i pudrach
OdpowiedzUsuńps. pozdrawiam goraco z bytowa !
aproposss inspiracji , mam pytanie do właścicielki bloga - jak polujesz na tytuły , korzystasz z innych blogow , czy poprostu na oko ;> ?
OdpowiedzUsuńEric-Emmanuel Schmitt jeszcze nigdy mnie nie zawiódł, ale tej książki jeszcze nie czytałam...
OdpowiedzUsuńnie znam autora :-) ale skoro kazdy chwali to moze sie skusze . poki co zachecam wszystkich zeby zagladali do ciebie bo milo mozna tu spedzic czas :-)
OdpowiedzUsuń