Kiedy tylko zobaczyłam
zapowiedź filmu, natychmiast zapragnęłam go zobaczyć. Marilyn Monroe zawsze
była ikoną kobiecości, o czym świadczyły liczne zdjęcia i artykuły. Jednak
zupełnie inaczej było zobaczyć jej historię na ekranie. Michelle Williams
doskonale wcieliła się w rolę Marilyn, więc film obejrzałam z zapartym tchem.
Po raz pierwszy postanowiłam, że zanim przeczytam, zobaczę film. Po obejrzeniu
go mój apetyt wzrósł, jednak doszłam do wniosku, że zaczekam, aby czytając nie
wspominać filmu, ale móc na nowo poznawać jej historię.
Jest rok 1956. Marylin wraz z mężem, znanym
dramaturgiem Arthurem Millerem, przyjeżdża do Londynu. Właśnie trwa ich miesiąc
miodowy, jednak Marilyn musi poświęcić go na pracę, dostała bowiem propozycję
gry w nowym filmie popularnego reżysera. Wkrótce jednak Arthur wraca do swoich
obowiązków i wyjeżdża, zostawiając Marilyn na planie filmu. Wbrew pozorom, mimo
ogromnego podziwu dla jej osoby, Marilyn jest przestraszona i bardzo samotna.
Również gra aktorska nie idzie jej tak, jak ona sama i wszyscy wokoło od niej
oczekują. Jej partner filmowy przy każdej nadarzającej się okazji upokarza ją i
krytykuje. Wkrótce potem gwiazda znajduje notatki swojego męża, z których
dowiaduje się, że jej na pozór szczęśliwe małżeństwo pozostawia wiele do
życzenia, a ona sama jest według Arthura pasmem niepowodzeń i rozczarowań.
Pogarsza to już i tak podły nastrój Marilyn. Traci chęć nie tylko do pracy, ale
i do życia. Wtedy na jej drodze pojawia się Colin, młody chłopak pomagający na
planie filmowym, który skrycie kocha się w Marylin. Jako jeden z niewielu
potrafi dostrzec jej prawdziwe oblicze, słuchać i rozmawiać. Ona również
świetnie czuje się w jego towarzystwie, mimo że nie wiąże z nim żadnych planów.
Otwiera się przed nim, zdradza swoje najskrytsze sekrety i wreszcie przy nim
czuje się sobą. Właśnie wtedy rozpoczyna się ich krótki, ale namiętny romans,
który trwa tylko kilka dni, jednak w pamięci Colina zakorzenił się na długie
lata...
Historia Marilyn Monroe z pewnością jest fascynująca,
jednak tego samego nie mogę powiedzieć o książce. Sięgając po nią, nie mogłam
doczekać się kartkowania stron, ale już po kilku wiedziałam, że nie tego
oczekiwałam. Od wielu lat nie męczyłam się tak nad żadną książką, ale nie lubię
nie kończyć już rozpoczętej. Fabuła mnie nudziła i nie mogłam doczekać się nie
tyle samego finału historii, ale wreszcie zamknięcia okładki. Choć książka była
dość krótka, miałam wrażenie, że i tak jest na siłę ciągnięta, a treść kręciła
się wokół tego samego. Mimo wszystko nie żałuję, że po nią sięgnęłam, gdyby nie
Colin Clark, być może nikt nie ujawniłby jaka naprawdę była Marilyn.
Moja ocena: 3/10
Ogladałam film polecam gorąco , ciekawy ekscytujacy , genialna obsada ;]
OdpowiedzUsuńa co powiesz na temat książki, opisanej powyżej?
UsuńNo proszę, pojawił się wpis niekoniecznie pozytywny na temat przeczytanej książki, ale uważam że to dobrze ;) przecież nie wszystkie książki są idealne i warte polecenia innym, tudzież czytelnikom bloga :) Odnośnie książki- niestety się nie wypowiem, gdyż najzwyczajniej w świecie jej nie czytałem, a ta recenzja bynajmniej mnie do tego nie zachęciła ;) pozdrawiam gorąco! d.
OdpowiedzUsuńKsiazka nie zrobilam na mnie pozytywnego wrazenia , myslalam ze to tylko moje zdanie , ale ciesze sie ze na twoim blogu pojawily sie podobne uwagi i komentarze .
OdpowiedzUsuńtragedia... zaprzestalam czytania na 30 stronie ;/
OdpowiedzUsuń