Kiedy słoneczne, ciepłe dni idą
w zapomnienie, a ich miejsce zajmuje złota jesień, nie mam nic przeciwko.
Niestety w poprzednich latach jesiennie miesiące przynosiły szarość, deszcz i coraz krótsze dni. Na szczęście tegoroczna zaskoczyła mnie obfitując w kolorowe liście
i słońce wyglądające leniwie zza chmur. Z czasem z pomocą będzie musiała przyjść mi witamina D, która choć w niewielkim stopniu
zastąpi mi słońce w tych chłodnych miesiącach. Jednak późna jesień ma swoje
niewielkie plusy. Deszcz uderzający o szyby wieczorami, miękki koc i
rozgrzewająca herbata z imbirem stanowią idealne połączenie w towarzystwie
książki.
Będąc akurat w ulubionej
księgarni dostrzegłam na półce Spotkajmy się w kawiarni Jenny Colgan. Z miejsca
urzekła mnie urocza okładka, która swoim wyglądem rozwesela w mgnieniu oka.
Choć jej klimat pewnie lepiej wtapia się w letni okres, ja postanowiłam
poprawić nią sobie humor w długie jesienne wieczory. Bo czy pulchne i puszyste
muffiny, ciasteczka i babeczki mogły mnie zawieść? Oczywiście, że nie!
Od zawsze, będąc jeszcze małą
dziewczynką, Issy obracała się w słodkim świecie. Wychowywana przed ukochanego
dziadka Joe, właściciela najlepszej w mieście cukierni, zgłębiała sekretne
tajniki, dzięki którym wyroby dziadka były tak pyszne. Issy dorastając u boku
dziadka nie tylko obserwowała, ale z czasem, podobnie jak on, pokochała
pieczenie i nieustannie zdobywała nowe umiejętności. Jednak pomimo ogromnej
pasji do cukiernictwa, los spłatał jej figla w postaci posady sekretarki w
jednej z londyńskich agencji nieruchomości. Na domiar wszystkiego romans z
przystojnym szefem również nie poprawia sprawy. Aż pewnego, nudnego jak zwykle
dnia, Issy otrzymuje… wypowiedzenie i dowiaduje się, że jej romans wcale nie
był sekretem, a pracownicy bardziej cenili jej wypieki niż pracę w biurze.
Mijają dni, tygodnie. Issy nie
rozstając się z piżamą i kołtunem na głowie postanawia zbuntować się przeciw
całemu światu nie opuszczając mieszkania ani na moment. Z pomocą przychodzi jej
Helena - oddana przyjaciółka i współlokatorka oraz ukochany dziadek, który
przez wzgląd na chorobę przebywa w domu opieki. Dzięki nim Issy zyskuje chęć do
życia i motywację do dalszego działania. I wreszcie przychodzi jej do głowy
zupełnie naturalna myśl… właściwie dlaczego nie połączyć przyjemnego z
pożytecznym i stać się kowalem własnego losu? Zamiłowanie do wypieków, bezcenne
przepisy od dziadka okraszone bezbłędnymi, lecz trafnymi uwagami i determinacja
doprowadzają Issy do trochę zapomnianej londyńskiej dzielnicy, gdzie na uroczym
Placyku pod Gruszą w jednym z lokali widnieje tabliczka ‘do wynajęcia’. To
właśnie tam powstaje Słodki Zakątek, który niepostrzeżenie zmieni życie Issy
nie do poznania…
Być może nie szata zdobi
człowieka, ale z pewnością okładka wiele mówi o książce. To przede wszystkim
dzięki niej Spotkajmy się w kawiarni znalazła się na mojej półce. Ta urocza i
słodka okładka jest namiastką atmosfery zawartej w książce i ciepła, które z
niej bije. Nie jest to ta negatywna słodkość, przesadna, która powoduje, że
mamy ochotę już nigdy nie patrzeć w kierunku tej książki, ale taka, dzięki
której robi się ciepło na sercu. Główna
bohaterka jest trzydziestojednoletnią kobietą, początkowo niepewną i zagubioną,
jednak jej urok i radość powodują, że sprawia wrażenie dziewczyny z sąsiedztwa,
takiej, którą chciałoby się znać. Strach przed nieznanym i typowo kobiece
rozterki ograniczają jej marzenia, a tym samym przestrzeń do szczęścia. Jednak
dzięki sile determinacji, pasji i przede wszystkim najbliższym udaje jej się
zrobić ten najważniejszy pierwszy krok i podążać za marzeniami. Ciepło tej
powieści opiera się również na postaciach wykreowanych przez Jenny Colgan.
Przeuroczy dziadek, który pomimo choroby wciąż z wielką pasją opowiada wnuczce
o tajnikach swoich wypieków i spisuje zapomniane już dawno przepisy w formie listów
oraz Helena, przyjaciółka z krwi i kości, taka, która pokrzyczy i przytuli. To
właśnie dzięki nim Issy stawia wszystko na jedną kartę idąc za głosem serca.
Teraz powinnam chyba wspomnieć o
jakichś negatywnych aspektach tej książki i… nic z tego! Kolejnym powodem
świadczącym o jej słodyczy są przepisy na babeczki z uwzględnieniem różnych
okazji. Znajdziemy pomysły m.in. na babeczki z podwójną czekoladą, ciasteczka z
nutellą dla bezrobotnych, cytrynowe ciasto dla zdeterminowanych czy
uzdrawiające ciasto z brandy. Pomimo tego, że niejako jest to powieść dotycząca
kuchni, autorka stworzyła na tyle wyraziste i jednocześnie okrojone opisy,
pozostawiając czytelnikom odpowiednie pole do wyobraźni. Dzięki temu możemy do woli czytać o pysznych
słodkościach, a kalorii nie przybywa! Ponadto sposób, w jaki książka została
napisana powoduje, że zupełnie bezwiednie przenosimy się na Placyk pod Gruszą
lub wspominamy wraz z główną bohaterką chwile dzieciństwa, kiedy to po powrocie
ze szkoły stawała się ulubionym pomocnikiem dziadka. Przenosimy się w świat
marzeń i zaczynamy wierzyć, że warto pomimo strachu robić to, co się kocha, a
dobro podarowane innym prędzej czy później wraca do nas ze zdwojoną siłą.
Opowieść o tym, że nic nie dzieje się bez przyczyny, a nieszczęśliwy zbieg
okoliczności może wbrew pozorom przynieść więcej korzyści, niż może się
wydawać.
Ta słodka i urocza książka jest
lekarstwem na szaro burą aurę, która błyskawicznie poprawia humor, a Ty zanim
się obejrzysz, będziesz już piec babeczki!
Pomarańczowe babeczki z marmoladą na
nienajlepszy nastrój
Wszystkie
składniki pomnóż przez cztery, żeby otrzymać dużo ciasta.
- 2
całe pomarańcze; postaraj się, żeby nie były gorzkie, jeśli chcesz dać upust
swojej frustracji, kup krwiście czerwone
-
225 g roztopionego masła; jeśli nie masz pod ręką patelni, roztop je na ogniu
świętego oburzenia
- 3
całe jajka; plus trzy dodatkowe, którymi można dla ulżenia sobie rzucić o
ścianę
-
225 g cukru; możesz dodać więcej, żeby osłodzić sobie życie
-
225 g mąki samorosnącej (może przy okazji urośnie nam samoocena)
- 3
łyżki marmolady
- 3
łyżki skórki pomarańczowej
Rozgrzej piekarnik do 180 stopni
Celsjusza. Nasmaruj foremki. Jedną całą pomarańczę – ze skórką! – pokrój na
kawałki i wymieszaj z roztopionym masłem, jajkami i cukrem. Mieszaj mikserem na
wysokich obrotach, aż uzyskasz jednolitą masę. Przelej ją do miski z mąką i daj
ciastu porządny wycisk, mieszając je drewnianą łyżką.
Piecz w piekarniku przez 50
minut. Wyjmij ciasto z pieca i odczekaj jeszcze 5 minut. Po tym czasie wyłóż je
z foremek i zostaw do zupełnego ostygnięcia. Posmaruj wierzch babeczek
marmoladą. Posyp skórką pomarańczową i zjedz, odzyskując radość życia.
Moja
ocena: 9/10
źródło: weheartit.com
Jak to robisz, że zawsze się uśmiecham, czytając Twoje posty? :)
OdpowiedzUsuńNa jesień książka idealna, ciepła piżamka, kocyk, ciasteczka i ona i mimo, że siedzę w pracy przy biurku, bynajmniej nie w piżamce i bez ciasteczek to jakoś od samego posta mój poziom endorfin szybuje w górę ♥
OdpowiedzUsuńKołtun i ciasteczka dla bezrobotnych mnie urzekły :)
xoxo
Poczytałabym z takim zestawem przy sobie - kakao, ciasteczko/muffinka i kołdra.Przepis na babeczki już sobie zapisałam, do wypróbowania ;)
OdpowiedzUsuńLubię ten nowy trend w książkach, kiedy pojawiają się przepisy na coś pysznego ! :) Książki jeszcze nie czytałam, ale tak jak napisałaś okładka zachęca do sięgnięcia po nią, także dopisuje ją do mojej listy życzeń :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuń